sobota, 9 sierpnia 2014

Sentymentalnie

Trzy lata temu moje życie zmieniło się o 180 stopni.  Stałam się świadkiem największego cudu dokonującego się na naszych oczach. Cudu narodzin. Przyjścia na świat nowego istnienia, w którym miałam bezpośredni udział. Minęło już tyle czasu, a ja jak wczoraj pamiętam każdy szczegół, każdą sekundę- ból, pot, łzy, całkowite wycieńczenie i niemożliwe do opisania szczęście. Na świat przyszła kruszyna- malutka, drobniutka dziewczynka z wielkimi, ciemnymi oczami, które wpatrywały się we mnie od pierwszych minut życia. I właśnie te ciemne oczy trzy lata temu zmieniły moje życie na zawsze. Te maleńkie rączki ścisnęły mnie za serce tak mocno, jak mogą to zrobić tylko rączki dziecka. Własnego dziecka. Trzy lata temu, moje życie obrało nowy bieg. Stałam się matką. Matką, która nie śpi po nocach, nasłuchuje każdego oddechu, śledzi każdy krok, czuwa, chroni, przewiduje. Matką, która dba aby nikt nie zakłócił spokoju jej dziecka i nie raz w myślach modli się o jego zdrowie. Tą, która uczy mówić, chodzić, śpiewać; nosi, tuli, czyta, kocha…Kocha najmocniej na świecie. Nie raz z powodu tej ogromnej miłości cierpi, płacze, wątpi, rzucała szklankami i tłucze pięściami w ścianę. Zdecydowanie częściej sprawia ona jednak, że unoszę się kilka centymetrów nad ziemią, szczęśliwa, że dostałam od życia największy skarb, który całym sercem chcę pielęgnować.

Wiele mnie te trzy lata nauczyły. Całkowicie mnie zmieniły. Przewartościowały cały mój dotychczasowy świat. Pokazały nieznane dotąd emocje, uświadomiły, jak pięknie jest patrzeć na życie oczami dziecka, jak cudownie jest być przy nim i wspólnie kroczyć przez życie. Kiedy Lilka była malutka, to ja szłam o krok przed nią. Przygotowywałam  bezpieczne ścieżki, badałam grunt, trzymałam za rękę. W miarę upływu czas, zaczęłyśmy podążać coraz bardziej równym tempem, noga przy nodze, ramię przy ramieniu. Teraz, mimo że wciąż jest jeszcze taka malutka widzę, że coraz częściej puszcza moją dłoń i z dnia na dzień pewniej wybiega o kilka kroków do przodu. Zwalniam. Cały czas ją obserwuję, ale pozwalam na tę samodzielność. Cieszę się obserwując, jak samodzielnie poznaje świat. Zwalniam, ale nigdy się nie zatrzymuję. Wiem, że po kilku krokach odwróci się, szukając mojego wzroku i wyciągnie w moim  kierunku malutką rączkę. Nadal jestem dla niej najważniejsza, choć już nie trzyma się  mnie kurczowo jak kiedyś. Każdego dnia obserwuję ją ze wzruszeniem. Wiem, że kiedyś nastąpi dzień, w którym puści moją dłoń na zawsze i nie będzie mnie już potrzebowała, aby zrobić kolejny krok. Im jest starsza, tym częściej o tym myślę, i choć odczuwam wtedy nagły smutek, mam nadzieję, że uda mi się ją na ten moment jak najlepiej przygotować. Teraz jednak, póki jest jeszcze maleńką, póki mogę wziąć ją na ręce i przytulić ze wszystkich sił, staram się wykorzystywać każdą sekundę, tak aby niczego nie stracić. Robię wszystko, aby mieć dla niej jak najwięcej czasu. Aby ten czas był tylko nasz. Marzę o tym, żebyśmy zawsze były sobie tak bliskie, jak jesteśmy teraz. Żebym jak najdłużej mogła ją tulić, całować, śmiać się razem z nią i szeptać do ucha, jak bardzo ją kocham. Żeby jej dzieciństwo trwało jak najdłużej i żeby zapamiętała je jako piękny, wypełniony miłością i spokojem czas. Żeby na jego podwalinach wybudowała swoją przyszłość taką, jaką sobie wymarzy.   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz