Trzy lata temu moje życie zmieniło się o 180 stopni. Stałam się świadkiem największego cudu
dokonującego się na naszych oczach. Cudu narodzin. Przyjścia na świat nowego
istnienia, w którym miałam bezpośredni udział. Minęło już tyle czasu, a ja jak
wczoraj pamiętam każdy szczegół, każdą sekundę- ból, pot, łzy, całkowite
wycieńczenie i niemożliwe do opisania szczęście. Na świat przyszła kruszyna-
malutka, drobniutka dziewczynka z wielkimi, ciemnymi oczami, które wpatrywały
się we mnie od pierwszych minut życia. I właśnie te ciemne oczy trzy lata temu
zmieniły moje życie na zawsze. Te maleńkie rączki ścisnęły mnie za serce tak
mocno, jak mogą to zrobić tylko rączki dziecka. Własnego dziecka. Trzy lata
temu, moje życie obrało nowy bieg. Stałam się matką. Matką, która nie śpi po
nocach, nasłuchuje każdego oddechu, śledzi każdy krok, czuwa, chroni,
przewiduje. Matką, która dba aby nikt nie zakłócił spokoju jej dziecka i nie
raz w myślach modli się o jego zdrowie. Tą, która uczy mówić, chodzić, śpiewać;
nosi, tuli, czyta, kocha…Kocha najmocniej na świecie. Nie raz z powodu tej
ogromnej miłości cierpi, płacze, wątpi, rzucała szklankami i tłucze pięściami w
ścianę. Zdecydowanie częściej sprawia ona jednak, że unoszę się kilka
centymetrów nad ziemią, szczęśliwa, że dostałam od życia największy skarb,
który całym sercem chcę pielęgnować.
Wiele mnie te trzy lata nauczyły. Całkowicie mnie zmieniły.
Przewartościowały cały mój dotychczasowy świat. Pokazały nieznane dotąd emocje,
uświadomiły, jak pięknie jest patrzeć na życie oczami dziecka, jak cudownie
jest być przy nim i wspólnie kroczyć przez życie. Kiedy Lilka była malutka, to
ja szłam o krok przed nią. Przygotowywałam
bezpieczne ścieżki, badałam grunt, trzymałam za rękę. W miarę upływu
czas, zaczęłyśmy podążać coraz bardziej równym tempem, noga przy nodze, ramię
przy ramieniu. Teraz, mimo że wciąż jest jeszcze taka malutka widzę, że coraz
częściej puszcza moją dłoń i z dnia na dzień pewniej wybiega o kilka kroków do
przodu. Zwalniam. Cały czas ją obserwuję, ale pozwalam na tę samodzielność.
Cieszę się obserwując, jak samodzielnie poznaje świat. Zwalniam, ale nigdy się
nie zatrzymuję. Wiem, że po kilku krokach odwróci się, szukając mojego wzroku i
wyciągnie w moim kierunku malutką
rączkę. Nadal jestem dla niej najważniejsza, choć już nie trzyma się mnie kurczowo jak kiedyś. Każdego dnia
obserwuję ją ze wzruszeniem. Wiem, że kiedyś nastąpi dzień, w którym puści moją
dłoń na zawsze i nie będzie mnie już potrzebowała, aby zrobić kolejny krok. Im
jest starsza, tym częściej o tym myślę, i choć odczuwam wtedy nagły smutek, mam
nadzieję, że uda mi się ją na ten moment jak najlepiej przygotować. Teraz
jednak, póki jest jeszcze maleńką, póki mogę wziąć ją na ręce i przytulić ze
wszystkich sił, staram się wykorzystywać każdą sekundę, tak aby niczego nie
stracić. Robię wszystko, aby mieć dla niej jak najwięcej czasu. Aby ten czas
był tylko nasz. Marzę o tym, żebyśmy zawsze były sobie tak bliskie, jak
jesteśmy teraz. Żebym jak najdłużej mogła ją tulić, całować, śmiać się razem z
nią i szeptać do ucha, jak bardzo ją kocham. Żeby jej dzieciństwo trwało jak
najdłużej i żeby zapamiętała je jako piękny, wypełniony miłością i spokojem
czas. Żeby na jego podwalinach wybudowała swoją przyszłość taką, jaką sobie
wymarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz