sobota, 2 sierpnia 2014

Wakacje, wakacje

Lilka pojechała z babcią na wieś. Oczywiście- są wakacje, więc dzieci wyjeżdżają. Nie ukrywam jednak, że w naszym przypadku były to wakacje trochę z przymusu. Przedszkole zamknięte przez cały lipiec, a nam nikt nie udzieli urlopu wypoczynkowego na pięć tygodni. Musieliśmy się więc jakoś podzielić. Wspólny wyjazd planujemy dopiero we wrześniu, dlatego nie chcieliśmy  nadużywać wyrozumiałości naszych pracodawców i postanowiliśmy zorganizować dyżury. Najpierw Małą opiekowała się jedna babcia, później przez tydzień leniuchowałyśmy razem, następny tydzień przypadł M. a teraz Lilka pojechała z drugą babcią w góry. Rozwiązanie z pozoru świetne, bo inny klimat, świeże powietrze, nieograniczony kontakt z natura itp. Bawi się doskonale. W ogrodzie specjalnie dla dzieciaków stanął basen i piaskownica, babcia zapewnia wszelkie rozrywki i oczywiście dba o wnusię jak nikt inny na świecie. Problem jest jednak w tym, że ja strasznie, ale to strasznie za nią tęsknie. Mimo, że robota pali się w rękach, bo w pracy szczyt sezonu, telefony dzwonią cały dzień, ledwo nadążam z odbieraniem ich, notowaniem i pisaniem nowych tekstów, to jednak cały czas o niej myślę. Dzwonię kilka razy dziennie, a kiedy wracam do domu, to nie mogę się powstrzymać przed wrażeniem, że bez niej jest taki pusty i smutny. Zupełnie zapomniałam już jak to było, kiedy mieszkaliśmy tylko we dwoje. Na początku myślałam, że to tylko moja matczyna obsesja, ale szybko zorientowałam się, że i M. jest jakiś nieswój. Zanim zawieźliśmy Lilkę na wieś snuliśmy plany, co będziemy robić przez ten czas, kiedy jej nie będzie. Ile imprez zaliczymy korzystając z jej nieobecności, ile obejrzymy filmów, przeczytamy książek. Wreszcie będziemy mieli czas tylko dla siebie, no i ewentualnie dla znajomych. To prawda- mamy tego czasu sporo- i wykorzystujemy go, nie martwiąc się tym, z kim zostawimy dziecko. Wieczorami chodzimy na spacery, pijemy wino na balkonie, spotykamy się ze znajomymi, rano wstajemy później niż zwykle, ale… i tak bardzo nam jej brakuje. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie moglibyśmy już żyć tak jak kiedyś, sami dla siebie. Uświadomiliśmy sobie, że mimo iż tamto życie może było łatwiejsze, to było puste, pozbawione sensu, który nadało mu  dopiero nasze wspólne rodzicielstwo. Z tego poczucia pustki postanowiliśmy zorganizować sobie dodatkowe zajęcia- zdecydowaliśmy się na mały remont pokoju Lilki- pomalowaliśmy ściany, żeby zakryć wszystkie ślady kakao, kredek świecowych i trawy, kupiliśmy nowe mebelki dla starszaka (do tej pory w jej pokoju ciągle stały takie dla maluszków) i piękne, wymarzone przez nią łóżko.  Później postanowiliśmy zrobić serwis naszych rowerów, dokupiliśmy fotelik dziecięcy i mocno postanowiliśmy, że od sierpnia zaczniemy wspólnie jeździć na wycieczki rowerowe.
Tak zapełniamy sobie czas, odliczając dni do przyjazdu naszego Malucha , tęskniąc za nią bardzo, ale jednocześnie ciesząc się z możliwości spędzenia go wspólnie. Bez względu na to, co robimy, robimy to razem, tylko we dwoje, a takiej bliskości i odrobiny samotności jednak bardzo nam brakowało.  Wiem, że Lilka świetnie się bawi i korzysta w możliwości spędzenia tego czasu na wsi, ale wiem też, że kiedy już wróci, to ja- taka wytęskniona mama- będę miała jeszcze więcej niż zazwyczaj siły na zabawę z nią, potrzeby spędzania czasu we troje, cierpliwości i wyrozumiałości. Wiem, że dzięki tej rozłące mam możliwość, aby trochę odpocząć, naładować swoje baterie, a później dać mojemu dziecku od siebie jeszcze więcej. Mam też poczucie, że to jest dobry czas dla nas- dla mnie i dla M., żeby wzmocnić naszą relację, pobyć tylko ze sobą tak jak kiedyś, mieć czas na długie rozmowy, żarty, spacery, wiem, widzę jak pozytywnie to na nas wpływa i choć nigdy nie zgodziłaby się na taką rozłąkę częściej niż raz w roku, mam świadomość, że dla nas wszystkim może być ona bardzo pozytywna w skutkach.
PS: Lilka zachowuje się za to tak, jakby w ogóle za nami nie tęskniła-ok, przez telefon chwilę pogada- ale zaraz informuje nas, że nie ma już czasu, bo idzie się bawić z kuzynem X czy kuzynką Y, bo właśnie kąpie się w basenie, karmi z dziadkiem ( a właściwie jej pradziadkiem) króliki, itp. Na początku nie mogłam uwierzyć w to, że tak małe dziecko nie tęskni za domem i rodzicami. Myślałam: „spoko, uwielbia swoja babcię, ale przecież nigdy nie wyjeżdżała na tak długo bez mamy” , ale teraz już wiem, że po prostu czuje się tam bezpiecznie, świetnie się bawi, wie że o niej pamiętamy, dzwonimy kilka razy dziennie, mówimy że ja kochamy i wie, że po nią wrócimy.     

A my, cóż, tęsknimy,  ale nie da się ukryć, że wreszcie się wysypiamy… ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz