Lilka pojechała z babcią na wieś. Oczywiście- są wakacje,
więc dzieci wyjeżdżają. Nie ukrywam jednak, że w naszym przypadku były to
wakacje trochę z przymusu. Przedszkole zamknięte przez cały lipiec, a nam nikt
nie udzieli urlopu wypoczynkowego na pięć tygodni. Musieliśmy się więc jakoś
podzielić. Wspólny wyjazd planujemy dopiero we wrześniu, dlatego nie
chcieliśmy nadużywać wyrozumiałości
naszych pracodawców i postanowiliśmy zorganizować dyżury. Najpierw Małą
opiekowała się jedna babcia, później przez tydzień leniuchowałyśmy razem,
następny tydzień przypadł M. a teraz Lilka pojechała z drugą babcią w góry.
Rozwiązanie z pozoru świetne, bo inny klimat, świeże powietrze, nieograniczony
kontakt z natura itp. Bawi się doskonale. W ogrodzie specjalnie dla dzieciaków
stanął basen i piaskownica, babcia zapewnia wszelkie rozrywki i oczywiście dba
o wnusię jak nikt inny na świecie. Problem jest jednak w tym, że ja strasznie,
ale to strasznie za nią tęsknie. Mimo, że robota pali się w rękach, bo w pracy
szczyt sezonu, telefony dzwonią cały dzień, ledwo nadążam z odbieraniem ich,
notowaniem i pisaniem nowych tekstów, to jednak cały czas o niej myślę. Dzwonię
kilka razy dziennie, a kiedy wracam do domu, to nie mogę się powstrzymać przed
wrażeniem, że bez niej jest taki pusty i smutny. Zupełnie zapomniałam już jak
to było, kiedy mieszkaliśmy tylko we dwoje. Na początku myślałam, że to tylko
moja matczyna obsesja, ale szybko zorientowałam się, że i M. jest jakiś
nieswój. Zanim zawieźliśmy Lilkę na wieś snuliśmy plany, co będziemy robić
przez ten czas, kiedy jej nie będzie. Ile imprez zaliczymy korzystając z jej
nieobecności, ile obejrzymy filmów, przeczytamy książek. Wreszcie będziemy
mieli czas tylko dla siebie, no i ewentualnie dla znajomych. To prawda- mamy
tego czasu sporo- i wykorzystujemy go, nie martwiąc się tym, z kim zostawimy
dziecko. Wieczorami chodzimy na spacery, pijemy wino na balkonie, spotykamy się
ze znajomymi, rano wstajemy później niż zwykle, ale… i tak bardzo nam jej
brakuje. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie moglibyśmy już żyć tak jak
kiedyś, sami dla siebie. Uświadomiliśmy sobie, że mimo iż tamto życie może było
łatwiejsze, to było puste, pozbawione sensu, który nadało mu dopiero nasze wspólne rodzicielstwo. Z tego
poczucia pustki postanowiliśmy zorganizować sobie dodatkowe zajęcia-
zdecydowaliśmy się na mały remont pokoju Lilki- pomalowaliśmy ściany, żeby
zakryć wszystkie ślady kakao, kredek świecowych i trawy, kupiliśmy nowe mebelki
dla starszaka (do tej pory w jej pokoju ciągle stały takie dla maluszków) i
piękne, wymarzone przez nią łóżko. Później postanowiliśmy zrobić serwis naszych
rowerów, dokupiliśmy fotelik dziecięcy i mocno postanowiliśmy, że od sierpnia
zaczniemy wspólnie jeździć na wycieczki rowerowe.
Tak zapełniamy sobie czas, odliczając dni do przyjazdu
naszego Malucha , tęskniąc za nią bardzo, ale jednocześnie ciesząc się z
możliwości spędzenia go wspólnie. Bez względu na to, co robimy, robimy to
razem, tylko we dwoje, a takiej bliskości i odrobiny samotności jednak bardzo
nam brakowało. Wiem, że Lilka świetnie
się bawi i korzysta w możliwości spędzenia tego czasu na wsi, ale wiem też, że
kiedy już wróci, to ja- taka wytęskniona mama- będę miała jeszcze więcej niż
zazwyczaj siły na zabawę z nią, potrzeby spędzania czasu we troje, cierpliwości
i wyrozumiałości. Wiem, że dzięki tej rozłące mam możliwość, aby trochę
odpocząć, naładować swoje baterie, a później dać mojemu dziecku od siebie
jeszcze więcej. Mam też poczucie, że to jest dobry czas dla nas- dla mnie i dla
M., żeby wzmocnić naszą relację, pobyć tylko ze sobą tak jak kiedyś, mieć czas
na długie rozmowy, żarty, spacery, wiem, widzę jak pozytywnie to na nas wpływa
i choć nigdy nie zgodziłaby się na taką rozłąkę częściej niż raz w roku, mam
świadomość, że dla nas wszystkim może być ona bardzo pozytywna w skutkach.
PS: Lilka zachowuje się za to tak, jakby w ogóle za nami nie
tęskniła-ok, przez telefon chwilę pogada- ale zaraz informuje nas, że nie ma
już czasu, bo idzie się bawić z kuzynem X czy kuzynką Y, bo właśnie kąpie się w
basenie, karmi z dziadkiem ( a właściwie jej pradziadkiem) króliki, itp. Na
początku nie mogłam uwierzyć w to, że tak małe dziecko nie tęskni za domem i
rodzicami. Myślałam: „spoko, uwielbia swoja babcię, ale przecież nigdy nie
wyjeżdżała na tak długo bez mamy” , ale teraz już wiem, że po prostu czuje się
tam bezpiecznie, świetnie się bawi, wie że o niej pamiętamy, dzwonimy kilka
razy dziennie, mówimy że ja kochamy i wie, że po nią wrócimy.
A my, cóż, tęsknimy,
ale nie da się ukryć, że wreszcie się wysypiamy… ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz