Często, rozmawiając z Lilką nie mogę wyjść z podziwu dla jej
niezwykle trafnych wniosków. Wciąż zaskakuje mnie, skąd u trzyletniej
dziewczynki bierze się tak wielka mądrość, ubrana w tak proste słowa. Niezwykle
mnie to wzrusza i nie ukrywam, że często w takich sytuacjach czuję jak łzy
napływają mi do oczu, a jednocześnie czuję ogromną dumę, że mam takie dobre,
mądre i wrażliwe dziecko. Ostatnio poczułam taką nagłą, rozpierającą dumę w
sobotę, w czasie porannego spaceru.
Pogoda była piękna, więc już o 9 wyruszyłyśmy na plac zabaw
z całym ekwipunkiem (piłka, zestaw zabawek do piasku, kreda do malowania na
chodniku i oczywiście komplet nieodłącznych kucyków pony, do tego woda
mineralna, batonik musli, nawilżane
chusteczki i parę innych drobiazgów, które sprawiają, że najchętniej bym
się na ten plac zabaw teleportowała, byle tylko tego wszystkiego ze sobą nie
targać ). Po drodze uwagę Lilki przykuła
kobieta, która wrzucała ubrania do pojemnika na odzież przeznaczoną dla
biednych. Dłuższą chwilę przyglądała się jej w milczeniu, a później zapytała,
co robi ta pani. Pospiesznie wytłumaczyłam jej całą sytuację, z nadzieję że
wreszcie się ruszy i dowlokę cały ten nasz majdan do najbliższej ławki. Mała
nie dawała jednak za wygraną, zadając coraz więcej pytań: „dla kogo są te
ubrania?”, „czemu ta pani je oddaje, przecież są jej?”, „dlaczego tamci ludzie
są biedni?”, „czy dzieci też mogą być biedne, a jeśli tak, to czy im też się
tam wrzuca ubrania?”, „kto je tym dzieciom zawozi?”, „a jakim autem?” (…) Torba
na ramieniu ciąży mi coraz bardziej, a pytania cały czas się mnożą. Odpowiadam
cierpliwie, choć z każdą chwilą mam na to coraz mniejszą ochotę. I nagle,
spośród lawiny pytań pada TO jedno, które całkowicie zmienia cały mój dzień. Lilka
patrzy mi z dziwnym smutkiem w oczy i pyta, czy do tych pojemników można
wrzucać tylko ubrania. Wyczuwam, że moja odpowiedz ma dla niej duże znaczenie,
więc mówię, że nie, pytając jednocześnie, czy chciałaby tam coś wrzucić, a
jeśli tak to co i dla kogo. I co odpowiada moja córka? Że bardzo chciałaby
wrzucić tam coś dla dzieci. Myślę, że pewnie chodzi jej o za małe ubrania,
które ostatnio segregowałyśmy i spakowałyśmy do kartonów. Ewentualnie jakąś nieużywaną od dawna zabawkę.
Ale odpowiedz rozłożyła mnie na łopatki. Całkowicie. Lilka chwilę pomyślała, a
później z odpowiednią dla siebie prostotą odpowiedziała:
„Chciałabym dać im czekoladę.”
Dlaczego akurat czekoladę?
„Bo jeśli rodzice tych dzieci są tak biedni, że nie mają
pieniędzy na nowe ubrania, to na pewno nie kupią im czekolady. A wszystkie
dzieci lubią czekoladę i chciałyby ją czasem zjeść. Nie wiem tylko, czy w tym
pojemniku by się nie rozpuściła, a wtedy to by im było smutno”.
Poczułam, że ściska mi żołądek, a do oczu napływają łzy.
Czekolada! Takie proste, błahe, mogłoby się wydawać głupie, a takie piękne!
Wtedy po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak dobre, szczerze i piękne są
dzieci. Jak cudowna jest ich prostota, której tak często my, dorośli nie
zauważamy. Czasem myślę sobie, że gdybyśmy na co dzień mieli w sobie choć część
dobra i prostolinijności naszych dzieci, to świat wyglądałby zupełnie inaczej.
Szkoda, że gdzieś po drodze, w miarę upływu lat człowiek traci swoją dziecięcą niewinność i to niesamowite,
wewnętrzne piękno. Szkoda, że nie możemy przez całe życie pozostać chociaż w
niewielkiej cząstce dziećmi. Ja na szczęście mając własne dziecko powoli
zaczynam je też odnajdować w sobie. Uczę się razem z Małą świata na nowo,
staram się patrzeć na niego w taki sam sposób jak ona, cieszyć małymi rzeczami
i tak jak ona dawać z siebie wszystko za każdym razem, kiedy w coś się angażuję.
Wciąż jednak rozczula mnie jej niezwykła dla nas, dorosłych dziecięca mądrość.
Mam nadzieję, że uda się jej zachować ją w sobie jak najdłużej. I, że mnie uda
się chociaż trochę od niej nauczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz